DZIKI ZACHÓD NA WSCHODZIE - BIESZCZADY
BIESZCZADY-PIELGRZYMKA maj 2016
Bieszczady, to miejsce szczególne, a czas nie odbiera im aury tajemniczości. Już sama nazwa budzi dreszczyk emocji, wyzwala romantyczne pragnienia przygody i jakiejś konfrontacji z tą mitologizowaną krainą. Liczne legendy i opowieści o LUDZIACH BIESZCZAD, tragizm zawirowań historycznych, a – nade wszystko, JEDYNA W SWOIM RODZAJU PRZYGODA pociągają i przyciągają, jak magnez.
Dlatego COROCZNA MAJOWA PIELGRZYMKA BIESZCZADZKA z ks. Władysławem KOLORZEM ma powodzenie. Niejako niechcący zawiera ona „dwa w jednym”: religijną, wewnętrzną potrzebę przeżycia duchowego, szczególnie związanego z kultem Maryjnym oraz chęć przebywania w „okolicznościach przyrody” bieszczadzkiej. Czy to kojarzy się z sacrum i profanum? Niekoniecznie! Zupełnie nie! Kiedy mijamy hektary kaczeńców, kuszące poło…, cudo-pętlę, te WNIEBOROSNĄCE masztowce sosny CHWALIMY PANA! Kiedy oglądamy „zinowskie” kapliczki (w tym tę ściskaną przez lipy) – CHWALMY PANA! Kiedy uczestniczymy we mszy św. w nigdy nie zamykanej cerkwi, pod obrazem MB PIĘKNEJ MIŁOŚCI – CHWALMY PANA! Kiedy siedzimy na prowizorycznych ławkach koło sanktuarium MB Łopieńskiej i zajadamy chleb ze smalcem na AGAPPIE przygotowaną przez Marylę Marcinkowską – CHWALMY PANA! Piękno, Dobro i Prawda jest tu z nami.
O LUDZIACH BIESZCZAD za chwilę, ale w tej pielgrzymce z przyczyny pewnej bliskości fizycznej (pojemność BUSA zacieśnia przestrzeń wokół uczestników), bardzo ważne są relacje i skład osobowy „drużyny”. Do tej pory mniej – mniej więcej – skład był stały. W tym roku trochę się poszerzy, co powodowało pewne nieporozumienia, ale: nic to! Przecież jesteśmy tolerancyjni… Siłą motoryczną i sercem bieszczadzkich pielgrzymek jest niewątpliwie MARYLA MARCINKOWSKA. TO absolutnie WYJĄTKOWA OSOBOWOŚĆ, inżynier ARTYSTA (pal licho żeńskość końcówek!!!) kuchmistrz i WIELKA LWOWIANKA. Nie ona jedna. Większość moich opiekuńczych ANIOŁÓW BIESZCZADZKICH ma lwowskie rodowody. Mieszkają w różnych częściach Polski, lecz wszystkie zlatują się do Katowic, na okoliczność tej właśnie pielgrzymki. Marysia – lekarka z Sandomierza, Terenia – psycholog z Krakowa, Basia – lekarka z Mysłowic, Ludka z Bielska, Ala z Żor itd. Niezwykła przyjaźń tych pań, ich kultura osobista i szeroko pojęty chrześcijański humanizm, aż się prosi o utrwalenie w postaci wzorców osobowych przydatnych w naszym pełnym zawirowań świecie. Doświadczam ich przyjaznej życzliwości, za co jestem głęboko wdzięczna. No i to jest jedno z dobrodziejstw tej wyprawy.
A ludzi Bieszczad? Np. Ks. Antoni z N. Sącza, intelektualista co się zowie (kolega z wojska Ks. Kolorza), przypadkowi mieszkańcy ratujący nas w kłopotach ze szwankującym busem, ale nade wszystko wszechstronnie utalentowany WIELKI ARTEYSTA BIESZCZADZKI ZDZISŁAW PĘKALSKI. Pękalski obdarzony ISKRĄ BOŻĄ przekształcający w swojej pracowni (HOCZEW) stajenne deski, niecki i koryta w kapliczki pełne świętych w aureoli końskich podków, w Cudowne Madonny, Chrystusy Frasobliwe, Piety, Anioły, ale i diabły.
Kiedy zrządzeniem losu spłonęła dwustuletnia cerkiewka prawosławna w Komańczy, Pękalski wyciągnął z pogorzeliska te deski, których nie strawił ogień. Na tych zwęglonych deseczkach ZMARTWYCHWSTAŁA najbardziej pogodna ze wszystkich Madonn, jakie widzieliśmy. Deseczki gontu przemówiły językiem sztuki i MIŁOŚCI. Tam, w HOCZWI w otoczeniu świętych uczestniczymy we MSZY SW. odprawianej przez Ks. Kolorza. CHWALIMY PANA!
Dodać trzeba, że Zdzisław Pękalski, to także poeta, a nawet fraszkopisarz. A oto jeden z Jego wierszyczków:
Ubieram moich Świętych
w podków aureole
lub czasem ze starej
blachy wycinać je wolę
Ubieram moich Świętych
w drewniane sukienki
gdzie jedyną ozdobą
są słoje i sęki
Ubieram moich Świętych
w najskromniejsze stroje
bo o to, że ich to razi
wcale się nie boję
A przed domem Artysty już stoi ogromny stół z proporcjonalnym bochnem bochnem białego sera, osełka masła, słojami miodu i innych nabiałowych smakołyków, przygotowanych przez żonę: Marysię. Pan Zdzisław w ostatnich latach ciężko chorował, ale idzie ku dobremu i – miejmy nadzieję, że wstawiennictwo tylu światków pomoże Mu odzyskać zdrowie. Bóg zapłać panie Zdzisławie!
Nasza 4-dniowa pielgrzymka bieszczadzka jest wypełniona po brzegi rozmaitymi atrakcjami natury religijnej, ale także krajoznawczej. I tak, z grubsza:
W 1-wszym dniu odwiedzamy PRAŁKOWICE, gdzie znajduje się obraz MB Zbarskiej, pochodzący ze słynnego Zbaraża K/Tarnopola, Posadę Rębotycką z najstarszą zachowaną cerkwią św. Onufrego z 1692r., Kalwarię Pacławską z Sanktuarium Męki Pańskiej i MB Kalwaryjskiej, zwiedzamy Arłamów, Ustrzyki Dolne, Jasień z Sanktuarium MB Bieszcz.
2-gi dzień to Hoczew Pękalskiego, Lesko z kościołem paraf. Z 1530r synagoga, cmentarz żydowski, zamek Kmitów (w którym mieszkamy).
W 3-cim dniu jesteśmy w Myczkowcach i tu – poza innymi atrakcjami - mogliśmy uczestniczyć w seminaryjnych wykładach rozważających różne aspekty biblijnych odniesień.
Wysłuchałam dwu kolejnych: jeden dotyczył biblijnych instrumentów muzycznych, a drugi, KTÓRY MNIE ZACHWYCIŁ interpretował ROLĘ ŁĄCZNIKA w pewnym fragmencie biblijnym. Wykład prof. Krzysztofa NAPORY z KULI był niezwykle inspirujący, arcyodważnie poszukujący SENSÓW (czasem jakby sprzecznych!), w drobnym – jakby się wydawało! szczególe, szczególiku tekstu. No bo czymże jest ów łącznik?! A jednak, a jednak.
I to była moja OSOBISTA, fantastyczna przygoda!
Jako filolog łasy na takie smaczki, chciałam koniecznie podzielić się z autorem tego wydarzenia pewnymi spostrzeżeniami i podziękować za wykład. To się udało, ale…spóźniłam się na zbiórkę przy busie i zostałam – SŁUSZNIE – ofuknięta. Ale nie przez Ks. Kolorza, tylko te dodatkowe, nowe „składniki” pielgrzymki. Ksiądz to rozumiał, co dobrze o nim świadczy. Ks. Władysław Kolorz, jak wysoce profesjonalny, rasowy PRZYWÓDCA zna rozmaite potrzeby naszej „trzódki” i stara się im sprostać. Oczywiście są pewne priorytety, bo to przecież pielgrzymka, ale. Ta alternatywność wyboru miała miejsce jeszcze wiele razy i chwała Bogu.
W 4-tym, ostatnim dniu pielgrzymki zwiedziliśmy PASZYN z Muzeum Sztuki Ludowej (ponad 3000 eksponatów) jezioro Rożnowskie i TROPIE z Sankt. św. Pustelników Świerda i Benedykta. Także kościół romański nad jeziorem Czchowskim. Powrót późnym wieczorem przy Gawronów.
Uwaga I – Chociaż majowe pielgrzymki bieszczadzkie odbywają się już od kilku lat, ciągle znajdują się tam m-ca niepoznane, jakby nie było im końca!
Pielgrzymka zamyślonych Krystyna Mitręga